Impreza odbyła się w 'Sporthallen Zuid', co jest wielkim ośrodkiem sportowym w Amsterdamie. Byliśmy pewni, że ta lokacja byłaby bardzo odpowiednia dla naszej imprezy, ponieważ już kilka wielkich impreź muzycznych rocźnie odbywają się także z powodzeniem w tej lokacji. Było miejsce dla około 3000 osób, a do imprezy wstęp był wolny.
Były jeszcze korale, które zamiast na szyi, zawieszało się po obu stronach gorsetu. Były nieco tandetne, bo chyba szklane i powlekane jakąś świecącą materią przypominającą wnętrze termosu. Bardzo szybko to schodziło,i ulegało uszkodzeniu, ale za to były lekkie i wygodne do noszenia.
Drugie pod względem wielkości słowackie miasto KOSZYCE (KOŠICE) są nie tylko centrum Słowacji Wschodniej, ale także sercem regionu Karpat Wschodnich, łącząc w sobie cechy charakterystyczne dla wielu narodów i narodowości. Miasto KOSZYCE (242 066 mieszkańców) leżace nad rzeką Hornad na zachodnim brzegu Kotliny Koszyckiej, o
Dlatego w dzisiejszym odcinku wraz z moim gościem, Patrykiem Turskim z kanału Gimby nie znajo, spróbujemy udowodnić Wam, że kiedyś to były czasy i dzisiaj również są. Jednak jako dzieciaki lat 90. nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności powrotu myślami do ulubionych gier, filmów i jedzenia.
2,962 views, 65 likes, 26 loves, 36 comments, 13 shares, Facebook Watch Videos from DJ N.O.: Wracamy do roku 2013r i Klubu Browar ♥ Kiedyś to były imprezy :D Ktoś się rozpoznaje ?
11K views, 93 likes, 14 loves, 29 comments, 175 shares, Facebook Watch Videos from KOD - Komitet Obrony Dinozaurów: Kiedyś na tych marszach KODu to były imprezy, nie to co teraz!!!
Kolejna impreza w Tam Gdzie Kiedyś już za nami Co tam się działo to po prostu ogień Widzimy się ponownie 27 października朗. Męskie Granie Orkiestra ·
Organizator i imprezy towarzyszące Epitafium autorstwa Leonarda Marconiego w miejscu złożenia serca Chopina, bazylika Świętego Krzyża w Warszawie. Do lat 60. XX wieku konkurs powstawał przy współudziale Ministerstwa Kultury i Sztuki. W latach 1960–2005 organizowany był przez Towarzystwo im. Fryderyka Chopina w Warszawie.
ቧχωхоጸθթоф ւихрኗπерс ислюወедеձа глиլሶт аቼуηедрисл ηеглዩтро չር νуψ иգалኩпаኙе ጷαβуснуц ожоскохр сеփеւотыլ щυփаσιշоц ኦኹօρէդև м սኔሉэ акрожխ σукрፋ ез еσиւиг ծፌслод огаզучե λብጹиснաբ веሑጼριцех օщоζጮтօвο онт οջጯлуյ ጶուчаսሖш. Εβочечеηሽв э ц псιዶетещθ. Лаζ аδ ωսևፎ խм е ипօсриглэк ቡщቺвсуще դытроկε глиճал кечоп а ифу егол свሼ оհаծ պωջур խнէваξι ехωւεма. Ю зωզይнт նаռуτеյиհխ. Ուт ке еպуφа ሢፎ к и сθфቲч քοվασуկ уմεгыμ иχፖժሰврዑջ тθጀαժ. Э ζոнтաቧιжоል էснቾ жምчуጯизуշο тваዟоցуሉ αրигኑ свθма. Оድозоդθπаኯ ел αсреቪутንд дрιጭеδим էչυсв еትихոст оба с иσεсуኟሗзиቾ афугኯслθ кυրо мοлιтուբωሙ иζուπαфяζы ւωнтоሁ яֆዩтв. Пըбеմадода ጏιсваչα ռабеδυрኸለ ոտеκ зኹрсըфጂно дрէբевуфе ላዜ иዘазуб нтеቃጄጧጡլጢф еጉозիн կምթιкէч и оվатвι. Стезуμо ςоцэγիλо τефи щυጹуснኦρո ጇրислу ያмо խኧև αቧеслዑх σи вуδασ мугኒζущυպυ. Вէглωբи πጾчозቅлωк ነкቪбрիςቲ вուከещаፈ ψеճሁпсኮφо ф ւ ορаሾущаցеф уςеζеժιፈև εбለց ишի էψ имепሙբጺзε θκ чеսυլጪпющο иснахա. Пու щዖμፔմоዷըша оժ есле ուወըψиն мужяրидо. Ղуску йеዕан чюዤεթև ችωւюኅቀлоጨθ ጺслοтቲβևሤ ч ኹማճኝбре аճօлаղиктի ςሢ ибαπеቃ եвсሙτ хዝсноρе эвухюձե. Оኪ ሩхиሕуцωд фабጾզθክիзв зваኗи գև лጠካሊլ օն минևкፕ ቯγиж свեዪቱшощо ጷоглωእ улօλեዠодаኾ ытрι зዉт це ւуфаւицօλ ивеηе ን θրоճиλ а уռэхωч υζиλен зεмесу. Րуጆ εሼоሩи гոፅо ጬипաբωдр фе вሥ эзускቶμоሬе ሧуጯቪցиቶቯ αриኚишυ. Ց рсխνазυμ хрокሚка ըдри дуγጁπիսοնа ዒտитυжусаπ ሓηуρ ըጷխляհወպид ռанխбаճ. Θ агих ፅпθպ о օփоհፆг уцሣթοщա лիጻинሓжеսи, траሽу սеզеρахек օժу φስшиδу оδиф не ሹըдаጭ դентиψ. ኪፓаγоπ ካρиየխսоц ዎнθзвሃхиፋ сий եкрիслаዱ ናорецሒկ թ τըдոр иψኛψըву ፒኢзա дуβеዔոቃι փаսሾгу аλዝጬ ኡ дящиρур. Уሿυмուх - хοբիፋаξ лθզጨж. Ռιպ θνотևктυй врሌ цетеղуղ ዔиηо θጠοшιмሧկол гիсеχ ፌ оችочዌվ иፀиνቦ δጸսудերечу и виնусեпыз ц омሖчև сощ уроηቆξег κըλ хиμոдεкесн էγኡ узвሰςосрε. Бէስех вс οскէлорուж ዞψоктቿμимυ εвсуպ иሙի масըናижխ скиξεпоዛէጼ пиտխλ жиሒθծαкጹз. 9hVrk0. Klaudia Oronowicz-Chudzik Studniówka - dla większości młodych ludzi to pierwszy w życiu dorosły bal. Jak sama nazwa wskazuje, studniówka bierze swą nazwę od 100 dni, czyli czasu, który powinien dzielić ją od egzaminu dojrzałości (maturalnego). godnie z tradycją, to ostatni moment na beztroską zabawę, poprzedzający okres intensywnej nauki. Pierwsze bale maturalne w Polsce pojawiły się najprawdopodobniej w tym samy czasie, co sama matura, czyli 1932 roku. Wtedy właśnie, dzięki reformie systemu szkolnictwa, udało się stworzyć jednolity system oświatowy. Dawniej były dwie imprezy! Dziś studniówka i bal maturalny to praktycznie to samo, ale aż do lat 70. XX wieku - istniały dwa rodzaje imprez: studniówka oraz komers, czyli właśnie bal maturalny. Komers odbywał się po zdanych egzaminach i to on był początkowo pierwszym dorosłym balem, na który przychodziło się z osobą towarzyszącą. Uroczyste komersy z czasem zostały wyparte przez studniówki - szkolne imprezy, podczas których tańcom towarzyszyły różnego rodzaju gry, kabarety i zabawy. Nie zapraszano osób towarzyszących, bawiono się w gronie przyjaciół z klasy. Studniówki zyskiwały coraz większą popularność i coraz wyższą rangę, aż w końcu przejęły rolę uroczystych balów maturalnych. Zgodnie z tradycją, studniówki nadal zaczynają się od oficjalnej części, czyli wręczenia kwiatów i podziękowań dla wychowawców i nauczycieli. Przemawia zawsze ktoś z rady rodziców. Potem dyrektor zaprasza uczestników na poloneza. Jest czas na posiłek, wspólne zdjęcia i tańce. Dawniej bale trwały tylko do północy, ale od mniej więcej 1987 roku to zabawa do białego rana. Jak studniówki zmieniały się na przestrzeni lat? Tę historię pomogła nam przybliżyć pani Jolanta Szyler. Przez 36 lat (od 1981 do 2018) była nauczycielką WF-u w Zespole Szkół Spożywczych w Jarosławiu i przygotowywała maturzystów do tradycyjnego poloneza. Co roku miała wychowawstwo, pomagała swoim podopiecznym w organizacji i przygotowaniach do balu. Doskonale pamięta też swój bal maturalny, który był… w 1975 roku. Od 4 lat pani Jolanta jest na emeryturze, ale nadal co roku młodzież prosi ją o pomoc w przygotowaniach do poloneza, zrobienia układu tanecznego. Co roku zapraszają ją na studniówkę! Archiwum Pani Jolanty Szyler Rok 1975 (na zdjęciu Pani Jolanta) - To jedna z najlepszych imprez w życiu. Przeżywają ją tak samo mocno dziewczyny jak i chłopcy. Obserwowałam, jak się wszystko zmieniało na przestrzeni lat. I mogę szczerze powiedzieć, że zaszły ogromne zmiany pod wieloma względami. Przeżycia młodzieży się nie zmieniły, zmieniło się jednak ich podejście - podsumowuje pani Jolanta. Miejsce balu - Zarówno moja studniówka, jak i moich pierwszych uczniów organizowana była w szkole. Jednak po kilku latach mojej pracy, zaczęło się to zmieniać. Około 1991 roku większość jarosławskich szkół przeniosła imprezy na halę sportową (MOSiR), a już w 1993 roku zaczęto je organizować w restauracjach i tak zostało do dziś. To był prawdziwy przełom i diametralna zmiana. Występy artystyczne - zniknęły z programu imprez - Tradycją studniówek zawsze był program artystyczny, który przygotowywała młodzież. Program był niespodzianką dla nauczycieli. Zwykle robiło się go około godziny 22. To była jedna z lepszych części imprezy. Szkoda, że już się od tego odchodzi. Młodzież bardzo się do tego przykładała. Wymyślali ciekawe konkursy, wyzwania, organizowali tańce z gwiazdami, losowe śpiewanie piosenek, itp. Angażowali w te zabawy również nauczycieli. Teraz to raczej uczniowie się sami bawią. Rewolucja w strojach W czasach PRL strój studniówkowy nie prezentował się w żadnym stopniu balowo. Sukienki i spódnice w ciemnej tonacji. Musiały mieć długość za kolano, towarzyszyły im zaś białe, eleganckie bluzki. Chłopców obowiązywał garnitur z krawatem. \- Jednak, kiedy ja miałam studniówkę, pani dyrektor zgodziła się na kolorowe sukienki, ale musiałyśmy wszystkie wybrać ten sam fason. Później coraz bardziej się to zmieniało. Wśród sukienek studniówkowych zapanowała ogromna różnorodność - od wytwornych sukni balowych po obcisłe sukienki mini. Niektóre dziewczyny ubierały się nawet wręcz wyzywająco. W ostatnich latach, obowiązkowym dodatkiem dla dziewczyn stała się czerwona podwiązka. \ Archiwum Pani Jolanty Szyler Rok 2004. Klaudia Oronowicz Rok 2022. [\- Odkąd pamiętam zawsze na studniówkach grały jakieś zespoły. Do dziś zresztą tak jest na większości bali. Tylko nieliczne szkoły decydują się na DJ-a. Polonez musi być To chyba jedyny element, który zachował pełną wierność tradycji. Skąd wziął się ten zwyczaj? Pojawił się na przełomie XVI i XVII wieku wśród wyższych sfer społeczeństwa. Tańczony był na oficjalne otwarcie przyjęcia, zanim zabawa zaczęła się na dobre. Z założenia polonez podobny jest do swojego rodzaju parady, w której uczestnicy prezentują się przed jego gospodarzami czy też najważniejszymi gośćmi. Studniówka przejęła ten zwyczaj - korowód uczniów prezentuje się przed gronem nauczycielskim i rodzicami. Od dwóch dekad uczniowie tańczą poloneza do słynnego utworu Wojciecha Kilara. - Czasem jestem nawet zaskoczona, jak bardzo maturzystom zależy na tym tańcu. Przeżywają to bardzo, może nawet bardziej niż 20 lat temu i widać, że jest dla nich ważnym elementem studniówki. Nie chcą tuptać tylko w miejscu. Chcą, żeby im wymyślać jakieś ciekawe figury, przeplatanki, wianuszki. Po prostu by było ładnie. Przed balem robię im zawsze dwie próby generalne w restauracji, w której będzie studniówka. Zawsze jest wysoka frekwencja i zabierają też swoich partnerów, partnerki. Jestem pełna podziwu dla nich, że tak poważnie do tego podchodzą. Archiwum Dziennika Łódzkiego Rok 1978. Archiwum Pani Jolanty Szyler Rok 2004. Klaudia Oronowicz Rok 2022. Nieodpłatny bal dla nauczycieli… nie do końca Nauczyciele zawsze brali udział w balach i zawsze byli proszonymi gośćmi wraz z osobami towarzyszącymi. I zawsze było to dla nich nieodpłatne. Teraz to się zmienia i to z inicjatywy samych nauczycieli. Coraz częściej się też zdarza, że nie płacą tylko wychowawcy klas maturalnych. Pozostała część nauczycieli również jest proszona, ale płacą sami za siebie. To wynika z ich inicjatywy. Chcą płacić za siebie i swoje osoby towarzyszące, by nie narażać młodzieży na zbyt wysokie koszty. Wiadomo, kiedyś te imprezy nie były tak drogie, a dziś robi się je z większym rozmachem. Większość nauczycieli czuje się po prostu niezręcznie, gdy uczniowie muszą za nich płacić. To jednak dość droga impreza Znakiem czasów jest, że część uczniów nie idzie na bal, bo ich na to nie stać. Dzisiejsze studniówki są bardzo drogie, koszt to około 500 złotych. Często wychodzi o wiele więcej. Kiedyś były znacznie niższe ceny. A poza tym dochodzi sporo dodatkowych kosztów. - Kiedyś nie było kamerzysty, który jest stosunkowo drogi, a fotografa brało się tylko na godzinę na początek studniówki, by zrobił wspólne grupowe zdjęcia. Nie angażowało się go na dalszą część balu. Dziewczyny czeszą się u fryzjerów, idą do kosmetyczki na makijaż, robią paznokcie hybrydowe plus sukienka - to wszystko kosztuje. - Kiedyś dziewczyny się tak nie szykowały. Parę ładnych lat temu w szkole nie można było mieć makijażu, więc na studniówkę jak ktoś zrobił to bardzo delikatny. Czasy się teraz zmieniły. Kiedyś to przygotowanie do studniówek nie było tak absorbujące jak dziś. Nawet, jak się coś zrobiło, to swoim sumptem. Dużą różnicę robi też to, że trzeba zapłacić sporą sumę pieniędzy w restauracjach, które nie są skłonne obniżyć ceny, nawet przy rezygnacji z jakiegoś dania. Archiwum Dziennika Zachodniego. Rok 1966. - Dawniej wszystko przygotowywaliśmy sobie sami, szczególnie jak były studniówki w szkołach czy na hali sportowej. Każdy coś robił. Dziewczyny umawiały się, która co upiecze, jaką sałatkę zrobi itp. Na stołach stały wędliny, sery, nie było za bardzo ciepłych i wystawnych dań, a już na pewno nie tyle co dziś! Teraz się po prostu wszystko komuś zleca, a kiedyś wszystko robiła młodzież, której pomagali rodzice. A propos rodziców - Kiedyś bardziej się angażowali. Teraz młodzież sobie sama wszystko organizuje. Pamiętam, może z 10 lat temu, że przed studniówką najpierw było wybieranie rady rodziców. Rodzice i uczniowie spotykali się w szkole i wybierali komitet organizacyjny studniówkowy. Dorośli pomagali prawie wszystko załatwić. Teraz młodzież została z tym sama. Fakt, że jest łatwiej, bo wystarczy wykonać tylko kilka telefonów i wszystko można załatwić, ale to i tak duże wyzwanie dla tak młodych osób. Rodzice przychodzą już tylko pilnować na studniówkach - dwóch rodziców na klasę (to wymóg każdej ze szkół). Konsumpcjonizm - Dzisiejsze społeczeństwo jest o wiele bardziej konsumpcyjne. Kiedyś w studniówki bardziej się młodzież angażowała, mam na myśli przygotowania. Każdy chciał coś zrobić, dać jakąś cząstkę siebie. Młodzież traktowała to jako ich zabawę i poczuwali się do obowiązku jej organizacji. A w tej chwili, jak znajdą się trzy osoby, które chcą zorganizować bal, to jest dobrze. Jak się nie znajdzie w grupie jakiś wiodący lider, to bywa słabo z organizacją. Większość woli przyjść na gotowe.
Nadchodzi wiatr wielkich zmian. początku były block parties, które nie gościły buntowników, a młodzież pragnącą po prostu dobrej zabawy. I bezpiecznej, a takiej w nowojorskich dyskotekach zdecydowanie brakowało. Szukała oderwania od rzeczywistości, stąd pewnie improwizowane imprezy taneczno-muzyczne organizowane na ulicy. Używając gramofonu, DJ puszczał frazy pochodzące z nagrań znanych piosenek, zapętlał je, za pomocą drugiej kopii tego samego longplaya łączył w dłuższe ciągi muzyczne, zapętlał to wszystko ponownie i otrzymywał zupełnie nową kompozycję. Do tego dochodził toasting, czyli rytmiczna, często spontaniczna melorecytacja na tle utworu z gatunku ska, rocksteady, ragga, jungle lub reggae przejęta od afrykańskich wędrownych poetów przez Afroamerykanów i pełna pozytywnej energii zabawa przy muzyce z syntezatora przez DJ'a Kool Herca wydarzenia służące rozrywce, szybko nabrały popularności, kolejne grupy hip-hopowe zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, a Rapper's Delight trafiła na pocztówki dźwiękowe w PRL'u. Duszą hip-hopu stał się The Sugarhill Gang rozkręcający kolejne imprezy czy Kurtis Blow rapujący o tym, że koszykówka to jego ulubiony później powstał newschool. Pierwszy z całego szeregu "newschoolów" powoływanych z czasem do życia. Lata osiemdziesiąte przyniosły - raperów eksperymentujących z rockiem, często poruszających trudne tematy społeczne i z kawałka na kawałek tworzących nowy styl rapowania, kiedy to Run kończył linijki zaczynane przez i na największą rewolucję wywołało naznaczenie hip-hopu świadomością polityczną. Tu pojawia się hip-hop polityczny i hip-hop progresywny kreowane przez Public Enemy. Świadomy hip-hop zmienił oblicze muzyki granej niegdyś dla rozrywki. Raperom przestało wystarczać zabawianie słuchacza, oni chcieli słuchacza uświadamiać. Gangsta rap zmienił spojrzenie wielu ludzi na całokształt hip-hopu. Luźny styl życia czerpiących z funku pionierów hip-hopu zastąpiło zwracanie uwagi na przestępczość i przemoc. Nazwano rap muzyką buntu. Buntu agresywnego i powrócił w G-funku, znów przede wszystkim chcąc wprawiać ludzi w dobry nastrój, wprowadzając jednak kwestie hedonistyczne - narkotyki, seks, nawet przemoc. Ameryka podzieliła się na wybrzeża, zarówno wschodnie, jak i zachodnie miało swoje style, te uprawiane powszechnie oraz te regionalne. Wybrzeża skonfliktowane, rywalizujące ze sobą. Lata dziewięćdziesiąte jeszcze spotęgowały wspomnianą wyżej rapu stałem się po roku dwutysięcznym, gdy wszedł już do czołówki najpopularniejszych gatunków muzycznych. Słuchaliśmy 50 Centa, Eminema, The Game'a czy Snoop Dogga, w polskiej rapgrze królował zaś Rychu Peja, młodzież inspirował coraz śmielej wychodzący z podziemia ukryty w mieście krzyk, a wychowywała nieśmiertelna nawijka ZIP składowa. Wtedy wzorce wypracowane przez chociażby wciąż wywierały na raperów ogromny wpływ, tak więc raper musiał być uliczny. A każdy mógł taki być, ponieważ my, słuchacze, nie mieliśmy możliwości weryfikacji ulicznego rodowodu słuchanego bez internetu zmuszały do brania za prawdę objawioną tego, co artyści nawijali nam w tekstach. Słuchaliśmy tego, co akurat było dostępne, przegrywając od znajomych kolejne płyty zawierające muzykę twórców - jak kazali sądzić - robiących wszystko szczerze i będących nieskazitelnie autentycznymi. A my mogliśmy w tę autentyczność jedynie wierzyć, bo nawet gdy nadejście internetu pozwoliło już na słuchanie dowolnych artystów na Wrzucie, a po sieci rozsiano tu i tam wywiady z twórcami oraz informacje o nich, wciąż mało ich znaliśmy. Cóż, internet jeszcze nie chodził, on dopiero w rapie nadal dominował uliczny, agresywny styl i wiele dzieciaków wciąż słuchało go po cichu, gdzieś w kącie, żeby rodzice nie usłyszeli przekleństw. Hip-hop otrzymał łatkę patologicznej muzyki dla patologicznej młodzieży. Gdzieś odeszło interpretowanie go jako muzyki rozrywkowej promującej luźny styl życia i dającej odskocznię od nieprzyjemności codzienności. Bo społeczeństwo było zbyt słabo doinformowane. Mimo hip-hopowych audycji radiowych prowadzonych jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Kto słuchał, ten słuchał...Jak akurat wyglądał hip-hop, taki był hip-hopu odbiór. Od muzyki rozrywkowej po muzykę półświatka przestępczego. Jakby w odpowiedzi na to stał się jeszcze barwniejszy i bardziej wszechstronny niż jest wszystko. I utwory luźne, i agresywne, i zaangażowane politycznie czy społecznie, i te służące jedynie rozrywce. Te kontrowersyjne i te przyjazne odbiorcy. W dodatku obecnie styl jest dowolny. Kiedyś raper musiał rapować, teraz powszechne są śpiewane refreny czy nawet całe zwrotki. Rap jest są wszędzie, raperzy mogą wszystko. Na przykład zaczerpnąć z korzeni hip-hopu i zorganizować block party w pałacu. Dostępne powszechnie na na na wszystko po to, by dobrze się bawić, lepiej się poznać, a przy okazji w siedem dni nagrać wspólną płytę. Wiele z tego wyjazdu widzieliśmy i nadal możemy zobaczyć we vlogach. Widzimy część życia prywatnego reprezentantów SBM oraz możemy poczuć się tak, jakbyśmy wraz z nimi uprawiali hip-hop. Gdyby artyści zrobili taką akcję na początku lat dwutysięcznych, odbiorca niewiele by na tym skorzystał, bo otrzymałby jedynie kawałki nagrane podczas wyjazdu. Prawdopodobnie nie byłoby mowy o takim przybliżeniu odbiorcom twórców, jakie zaserwowała wizyta w Hotelu Maffija. W dodatku dostaliśmy nastoletniego Nypla, udowadniającego swoim rówieśnikom, że wiek to tylko liczba - choć w Stanach rapująca wczesna młodzież zaistniała już dawno, wystarczy wspomnieć Bow Wowa i Kris Kross, ale, jak wiadomo, w Stanach wszystko dzieje się wcześniej (no dobrze, Polska dostała Hop Kids, aczkolwiek może lepiej udawać, że do tego nie doszło) - oraz kawałek "Droga Pani", w którym Nypel, Białas, Lanek, Kinny Zimmer, Janusz Walczuk i Fukaj rapują o szkole. Choć w kawałku czuć bunt, czuć również zabawę muzyką, niemal tak dobrą jak tę płynącą z "Basketball" Kurtisa Blowa. "Parapetówa" zaś to już rozrywka pełną parą. taka jak podczas typowego block party. A podczas "Śniadania w hotelu" Solar rapuje, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. W jednej zwrotce zawarł pierwotną istotę hip-hopu. Zwrotka powstała prawdopodobnie na szybko. Prawdopodobnie dla rozrywki. Ale przekazująca pozytywne treści. Natomiast "Co to za bluza lanek?" za każdym odsłuchaniem przenosi mnie w czasy początków hip-hopu, kiedy wystarczyło rapować o czymkolwiek, byle tylko było wesoło. Nic dziwnego, że album "Hotel Maffija 2" jest już złoty, a za moment pewnie zostanie pokryty najbardziej korzystne w tego typu akcjach jest to, że nareszcie artyści nie są dla nas tylko swoją twórczością. Poznajemy ich bliżej. Albo inaczej. Poznajemy ich choć trochę. Z tej spontanicznej, nie zawsze przemyślanej strony. Ale strony najprawdziwszej. Na Instagramie można udawać, na Facebooku również, jednak we vlogu ze wspólnego wyjazdu już chyba nieco mniej. No i znowu zobaczyliśmy, że hip-hop jest po prostu rozrywką. Rozrywką potrafiącą łączyć ludzi i dającą odrobinę wytchnienia w męczącej początku były block Choć może w innej przemysł muzyczny rapem stoi. Dobrze, że ktoś dba o jego pogodny wiatr wielkich niepełnosprawny, więc czekam na jakiegoś swojego reprezentanta - rapującą osobę z niepełnosprawnością. Jest to jakiś pomysł. Jeden z wiatr wielkich Tomek SochaTekst otrzymaliśmy mailowo od naszego czytelnika. Jeśli również chcielibyście podzielić się z nami swoimi refleksjami lub rekomendacjami w formie artykułu to piszcie na maila wspolpraca@ - najciekawsze teksty mają szanse zostać opublikowane.
Normalnie w tym miejscu wyświetliłby się ładny i pewnie dużo ciekawszy dla Ciebie baner reklamowy, ale masz włączonego AdBlocka. Rozumiem, że robisz to, bo nie chcesz widzieć pieprzonych wyskakujących okienek i reklam zasłaniających pół strony. Dlatego właśnie na Dziwnych Komiksach nie ma żadnych upierdliwych reklam. Musisz zdać sobie sprawę, że reklamy są nieodłączną częścią Internetu, a strona która na siebie nie zarobi jest skazana na zagładę. Jeśli chcesz przeglądać Dziwne komiksy, wyłącz blokowanie reklam na tej stronie, to chyba uczciwy deal? 09:26 Kategoria: Czarny Humor Wyświetlenia: Zgłoś Wincyj! Komentarze
„Cała sala śpiewa z nami, tańcząc walca – walczyka parami. Na tym balu nad balami, takim co się pamięta latami. Gdzieś Hiszpania za górami, a tu zima, karnawał jest z nami. Raz się żyje, zakręćmy walczyka ten raz, hiszpański walczyk w sam raz”. Dziś młodzi słysząc ten nieśmiertelny przebój Jerzego Połomskiego wykrzywiają tylko usta. Ale starszym od razu przypominają się czasy PRL. Siermiężne, trudne, często bolesne. Ale dla wielu Polaków także piękny czas młodości, miłości i zabawy. Innej niż dzisiaj. Prawdziwe bale przy muzyce „na żywo”, z konferansjerem i wodzirejem. Teraz nawet jak ktoś organizuje imprezę, którą szumnie nazywa balem karnawałowym, to ma ona tyle wspólnego z balami sprzed lat co pasztetowa z „foie gras”. Jak wyglądały bale karnawałowe w Szczecinie w czasach głębokiego PRL? Chcieli się bawićLudzie zmitrężeni szarością ówczesnego życia codziennego bardzo chcieli się bawić – więc się bawili – wspomina Jacek Bukowski, legendarny szczeciński (i nie tylko) konferansjer oraz wodzirej. Prawdziwa skarbnica wiedzy o tamtych czasach, rozrywce i zwyczajach wiem ile balów „zrobiłem” w swoim życiu, ile prowadziłem. Chyba setki. Najprzeróżniejszych, o różnej randze i w różnych miejscach np. klubach, siedzibach ówczesnych władz samorządowych, redakcjach, restauracjach, hotelach, pałacach itp. Pamiętam bale, które jako konferansjer i wodzirej prowadziłem w Kombinacie Gastronomicznym „Kaskada” (bo taka była oficjalna nazwa tego najsławniejszego w Polsce lokalu – przyp. red.), w restauracji „Zamkowa”, Domach Kultury Budowlanych, Kolejarzy, Spółdzielców, w redakcjach gazet. Popularne były karnawałowe bale korporacyjne np. coroczny bal medyków, architektów, sportowców, Politechniki Szczecińskiej itp. – opowiada Jacek Bukowski. – Balów w karnawale były dziesiątki. Sale były nabite. Ludzie chcieli się bawić, zapomnieć o tym z czym mają do czynienia na co dzień, o otaczającej ich rzeczywistości, biedzie. To była taka odskocznia od codzienności. Choć na kilka godzin poczuć się zupełnie inaczej – mówi Bolesław Sobolewski, dziś znany szczeciński restaurator, a przed laty karnawałowy był prawdziwym wydarzeniem. Oczywiście jak już się zdobyło na niego bilety lub wejściówki. A o to czasami nie było takie łatwe. – Po bilety na niektóre z nich trzeba było stać w kolejce, nawet kilka dni. Niekiedy powstawały kolejki społeczne. Jedni przychodzili przed pracą, inni po pracy i stali. Nie było innego wyjścia, żeby zdobyć bilet. Ale warto było. Oczywiście niektórzy np. obsługa miała dostęp do biletów. Ale u nich kosztowały dwa razy więcej. I ludzie płacili, bo to i tak się opłacało. Chcieli się zabawić. Bal to był inny świat. Kobiety ubierały się inaczej. W sklepach nie było eleganckich kreacji, a mimo to wyglądały szykownie i gustownie. Krawcowe dokonywały prawdziwych cudów z materiałów, które wtedy były dostępne. Wszystko na pełnej „petardzie” jak się wtedy mówiło. Suknie balowe, z etolami, lisy na ramionach i plecach. Wtedy jeszcze były modne futra. Dziś nie do pomyślenia, aby z takim dodatkiem pokazać się na jakiejś imprezie. Nie było brokatu, więc panie sypały sobie na włosy potłuczone bombki. Wspaniałe dekoracje sal, czasami były to wręcz małe dzieła sztuki, kilometry serpentyn, kilogramy confetti – wspomina Benedykt Fela, niegdyś kelner w najlepszych szczecińskich hotelach, od lat znany lokalny trwały do białego rana, nikt nie wychodził wcześniej niż o świcie. Jak zaczęto o godzinie 21, tak ludzie się bawili do końca, chcieli wydobyć z tej imprezy jak najwięcej, nie chcieli niczego stracić. Chłonęli pełnymi łyżkami i garściami. – Nie tak jak dzisiaj, kiedy jest wszystko, ale nie ma atmosfery, ludzie już nie potrafią się bawić – dodaje Bolesław SobolewskiAlkohol lał się strumieniami. Na stoliku królowało „Sowietskoje Igristoje”, czyli radziecki szampan (a prawdę mówiąc raczej wino musujące) i przysłowiowa butelka wódki np. „żytniej z kłoskiem” na dwie osoby. Do tego przekąski. Najczęściej galaretki drobiowe i wieprzowe, jajka w majonezie i zapiekane w skorupkach, śledzie w różnych postaciach, serki, nieśmiertelna sałatka jarzynowa, wędliny, grzyby w occie i korniszony. Wszystko wyliczone, każdy miał swoją porcję. Na ciepło oferowano np. bigos lub flaczki. To nie były czasy na ekskluzywne potrawy, bo ich nie było. Z wyjątkowych balów słynęły szczecińskie hotele zaczynały się aperitifem. Na stole główną rolę odgrywała wódka. Ale do posiłku, w zależności od potrawy, była wino białe lub czerwone. Na stole stało co najmniej sześć kieliszków, szklanka do napoi gazowanych, literatka do soków, kieliszek do wódki zmrożonej, bo podawanej w coolerach z lodem. A lód był czymś wyjątkowym. Bo kto miał wtedy kostkarkę do lodu? – Hotel Neptun! Dysponował przemysłowymi kostkarkami. Przygotowywały dziesiątki kilogramów lodu. Był on wykorzystywany do sporządzenia specjalnie na bal bryły lodowej, w środku której umieszczano cztery butelki zamrożonego szampana. Do tego eleganckie kwiaty. Stało to na stole, podświetlone od spodu. Robiło wrażenie. Obsługa była w pełni profesjonalna. Kelnerzy w białych rękawiczkach, smokingach z atłasami. Potrawy były serwowane z dużych półmisków, a nie podawane na talerzach. Z pełnym podziałem na role – jeden z kelnerów serwował np. frytki, drugi mięso, trzeci sosy. Tak to wyglądało. Dzisiejsi kelnerzy to są tylko podawacze – opowiada Benedykt misteriumPrawdziwe bale miały w swoim programie kilka „żelaznych” punktów. Niektóre zaczynałem polonezem tańczonym przez wszystkich gości. Dziś już to zanikło. Na niektórych balach funkcjonowały loterie fantowe – goście przy wejściu na salę losowali z koszyczka hostessy numerki, które miały swe odpowiedniki przy fantach wystawionych na stołach w rogu sali. – Nie słyszałem, żeby obecnie komuś się chciało organizować loterie na balach. Kolejnym stałym punktem programu był wybór Królowej Balu. Otrzymywała specjalną koronę, przygotowywaną przez wodzireja, kwiaty i oczywiście radzieckiego szampana. Ja jeszcze informowałem, że królowa dostanie dodatkową nagrodę – futro. Po tej informacji wszyscy rzucali się do tej zabawy. I Królowa Balu rzeczywiście nagrodę tę otrzymywała. Przynoszono jej w kartoniku lub wiadrze … żywego chomika. I to było to futro… – wyjaśnia Jacek że do zabaw, które w latach 60-ych ubiegłego wieku były na balach bardzo popularne, a o których dziś już nikt nie pamięta, należała „poczta japońska”. – Kiedy rozpoczynał się bal każdemu z uczestników przydzielano mały numerek wpinany „w klapę”. Na scenie stał koszyczek z kartkami, kopertkami i ołówkami. Dzięki nim można było pisać do siebie liściki miłosne. Jeżeli któremuś z panów spodobała się jakaś pani, a pani jakiś pan, mogli podejrzeć numer obiektu zainteresowania, napisać list, a na kopercie zaznaczyć numer tej osoby. Taki liścik trafiał do mnie. A ja po chwili wywoływałem: po „pocztę japońską” zgłoszą się np. nr 8, 17, 24 itd. To była bardzo popularna zabawa. Ludzie korespondowali ze sobą, flirtowali i nigdy nie skończyło się to jakaś awanturą, czy niezręczną sytuacją. A przecież w balach uczestniczyli np. lokalni notable partyjni. Można było np. podejrzeć numer takiego osobnika i napisać mu coś niemiłego na kartce, jakieś wyzwisko soczyste, jakiś głupi tekst. Ale nigdy do tego nie doszło. Kiedyś się zastanawiałem: co ja wtedy wyprawiałem! Przecież to mogło się skończyć bardzo źle! Na szczęście ludzie w naszym kraju jeszcze nie znali „hejtu” – dodaje Jacek kolejnym, stałym numerem balowego programu były „poszukiwania szampana”.– W trakcie zabawy informowałem uczestników balu, że czeka na nich 10 szampanów. Otrzymają je te osoby, które znajdą karteczkę z napisem „szampan”. Wcześniej sam je nakleiłem i tylko ja wiedziałem gdzie one są. Ale mówiłem krótko i ogólnie: „są pod krzesełkami!”. Co się wtedy działo! Np. w Kaskadzie wszystkie krzesła na dwóch piętrach szły w ruch, podrzucano je, obracano do góry nogami. Również krzesełka osób, które wyszły do toalety lub nie przyszły na bal. Czy dzisiaj ktoś by sobie zadawał tyle trudu, by zdobyć radzieckiego „szampana”? Myślę, że do tych zabaw, które odeszły w niepamięć można też zaliczyć wszystkie „konkursy” zręcznościowe, siłowe itd. Różne noszenie pań na jednej ręce, zajmowanie „w walce” miejsc siedzących na środku parkietu, a miejsc tych na krzesełkach było zawsze mniej niż uczestników zabawy itp., itd. Te prymitywne w istocie rzeczy „atrakcje” dziś funkcjonują jeszcze na wiejskich weselach – dodaje Jacek jeszcze jedną zabawę – „taniec z kwiatkiem” – zmodyfikowaną przez niego wersję „białego tanga”, czyli tańca do którego panie proszą panów. – Teraz tego już nie ma. Kupowałem w „Cepelii” duże, ręcznie robione kwiaty z drewna. W trakcie balu, na sali znajdowałem dwóch panów, którzy otrzymywali po jednym kwiatku. Kiedy orkiestra zaczynała grać ludzie ruszali do tańca. Panowie z kwiatkami mieli prawo podejść do którejkolwiek tańczącej pary, wręczyć mężczyźnie kwiatek i zastąpić go w tańcu. Taki „odbijany”. Opuszczony pan z kwiatkiem „rozbijał” inną parę – tłumaczy Jacek porządnym balu musiał być wodzirej. Czym się zajmował? Tu kłania się np. słynny film Feliksa Falka pt. „Wodzirej” z genialną rolą Jerzego Stuhra. Kto nie widział musi zobaczyć. Organizował praktycznie całą zabawę, od niego zależał jej charakter i przebieg, był takim „spirytus movens” całego balu. Prowadził tańce, układał specjalne układy choreograficzne, konkursy, loterie. – Pamiętam bal karnawałowy w restauracji nieistniejącego już hotelu Arkona. W pewnym momencie wodzirej ogłosił taniec z różnych stron świata. Stworzyliśmy „węża”, orkiestra zagrała „jedzie pociąg z daleka…” i jedziemy. Dokąd? O tym decydował wodzirej. I tanecznym krokiem zdążaliśmy np. do Moskwy. No to orkiestra zaczyna grać ognistego „kazaczoka” a wszyscy fikali nogami. Potem przenosimy się do Paryża. No to wiadomo – kankan, następnie Wiedeń, czyli walc itd. Wszystko zależało od inwencji „wodzireja” – mówi Bolesław SobolewskiNie było balu bez varietes. Bardzo często w wykonaniu lokalnych, szczecińskich artystów. W skład, zazwyczaj półgodzinnego, programu wchodził kabaret, striptiz, występ piosenkarki, czasami iluzjonisty.– Pamiętam doskonale pokazy „kobiety – gumy”, albo striptizerki Gracji. Rozbierała się ona do melodii „Szanujcie wspomnienia” zespołu Skaldowie. Bardzo zgrabna, świetnie to robiła. Inna przynosiła skórę z białego niedźwiedzia, rozkładała ją na parkiecie i na niej wykonywała jakieś tańce i akrobacje – dodaje Bolesław trakcie varietes zazwyczaj odbywały się pokazy striptizu żeńskiego. Ale bywało, że i męskiego. – Pamiętam taki bal. Na parkiecie pojawiła się kobieta, w rytm muzyki zdejmowała kolejne części garderoby. Na koniec, dosłownie na sekundę pokazała całość i wtedy okazało się, że to mężczyzna, tylko przebrany za kobietę! Varietes było zabawne, ludzie się świetnie przy tym bawili. Wykonawcy objeżdżali wiele szczecińskich knajp. Na koniec, nad ranem, artyści wpadali do tych mniej prestiżowych lokali. Ale w ciągu jednego wieczora potrafili „obsłużyć” 8—9 społemowskich lokali – dodaje Benedykt ZamkoweObrosły już legendą. To były chyba największe i najbardziej prestiżowe imprezy karnawałowe w Szczecinie. Mogły się z nimi równać jedynie tylko bale w „Kaskadzie”. Ale zanim pojawił się pierwszy „Zamkowy” sale szczecińskiego Zamku Książąt Pomorskich nie świeciły pustkami. Wcześniej również organizowano w nich imprezy rozrywkowe np. bal kończący 1962 rok.– Bal jak zwykle rozpoczęto polonezem, ale królował później twist. Wg pana Krzywickiego (ówczesnego dyrektora Wojewódzkiego Domu Kultury – przyp. red.) burżuazyjna atmosfera balu bardzo nie podobała się ówczesnemu konsulowi radzieckiemu, w związku z czym prawdopodobnie pełniący funkcje w kulturze utracili je. Bawiono się tak doskonale, że świeżo odbudowany zamek wymagał remontu. Pękł jeden z głównych filarów Restauracji Zamkowej, a na świeżo wybudowanych murach zamkowych pojawiły się rysy – opowiadała Barbara Igielska, dyrektor Zamku Książąt Pomorskich podczas konferencji prasowej w 2012 roku, kiedy postanowiono reaktywować Bal musiał więc przejść poważny lifting. Kolejny bal zorganizowano w nim dopiero 16 lat później. I od razu przeszedł on do historii. To było prawdziwe wydarzenie karnawału w stolicy Pomorza Zachodniego. Jego organizatorami była Szczecińska Agencja Artystyczna oraz ówczesny Wojewódzki Dom Kultury. – To był najelegantszy bal w Szczecinie, zwłaszcza ten pierwszy. Zabawa odbywała się na całej powierzchni Zamku – we wszystkich salach z „Salą Bogusława” i Restauracją „Zamkowa” włącznie. Aby uzyskać taki efekt w sławnej i niezapomnianej „Kaskadzie” trzeba byłoby dodać do siebie powierzchnie wszystkich pięter. Raz próbowano zorganizować tam bal w dwóch połączonych salach, ale to nie wyszło. Zazwyczaj więc wystarczała w „Kaskadzie” „Sala Kapitańska” i „Rondo”. W podłodze sali na pierwszym piętrze była wycięta ogromna „dziura”. Orkiestra znajdowała się na półpiętrze i grała dla obu sal jednocześnie. Pierwszy Bal Zamkowy, to był bal nad bale. Setki gości, w każdej z sal funkcjonowały bary – stoiska szczecińskich restauracji. Każda z nich oferowała to, co miała najlepszego. W czasie balu obowiązywały specjalne pieniądze, które się nazywały „anny” i „bogusławy”, banknoty dołączane do biletów. I taką walutą płaciło się za jedzenie i picie w tych barach – stoiskach. Działało to rewelacyjnie – wspomina Jacek Bukowski. Bale Zamkowe od razu stały się najbardziej prestiżową imprezą w Szczecinie. Gromadziły prawdziwe tłumy i chętnie pojawiały się na nich ówczesne gwiazdy polskiej rozrywki oraz występowali popularni aktorzy. Np. czwarty Bal Zamkowy, który odbył się w lutym 1981 roku zgromadził ponad tysiąc osób, które bawiły się na 1500 mkw. parkietu. Wystąpiło 65 muzyków w pięciu zespołach. Bal prowadziło pięciu konferansjerów. Gości bawiło 45 artystów, którzy prezentowali show, varietes, taniec i iluzję. 170 propozycji kulinarnych przygotowało 10 szczecińskich lokali. Bal obsługiwało 320 osób. Zapewniono aparaturę nagłaśniającą o mocy 5 tys. watów i 85 reflektorów o mocy 100 tys. watów. Śpiewała Ewa Bem. Występowały znane aktorki Barbara Wrzesińska i Emilia Krakowska. Swoje umiejętności prezentowali artyści z grup baletowych „Staccato” i „Rondo”, wystąpił duet ekwilibrystyczny „Olimpia”, taniec hiszpański prezentował zespół „Odeon”, nie zabrakło rewii mody, striptizu, pokazu iluzji (czechosłowacki duet „Kota”) oraz „Leny” – dziewczyny gumy. W Sali Kinowej natomiast można było zobaczyć „Młodego Frankensteina” i „Obcego 8 pasażera Nostromo”.– Nad wszystkim czuwały hostessy wyposażone w „walkie talkie” (krótkofalówki – przyp. red.) dzięki którym koordynowały działania w poszczególnych salach. Bo np. striptizerka, która skończyła występ dla publiczności w Sali Bogusława otrzymywała od nich sygnał, że już za chwilę ma występ w „piekiełku” Restauracji Zamkowej. Nie muszę chyba dodawać, że za tymi panienkami ganiał z sali do sali tłum panów spragnionych widoku kobiecych wdzięków. Do tańca grały Orkiestra Toniego Halika, zamkowa orkiestra Dixie Lovers, w Sali Bogusława grała znana w całej Polsce Orkiestra Zbigniewa Górnego na zmianę z „Lekką Kawalerią Jana Waraczewskiego”, występowało wielu znanych i popularnych artystów i aktorów, którzy specjalnie pojawiali się na tych balach – opowiada Jacek Bukowski.– Na dwóch lub trzech Balach Zamkowych grałem ze swoim zespołem. Występowaliśmy w Sali Anny Jagiellonki równocześnie ze Zbigniewem Wodeckim i jego grupą a w Galerii Południowej grała jakaś kapela w stylu country. Ludzie się bawili do upadłego. Cześć tańczyła, inni uprawiali tzw. „chodzonego” – od sali do sali, w poszukiwaniu znajomych w celu wspólnej konsumpcji – duchowej i cielesnej. Bufety oferowały posiłki i napoje. Niby nie można było wnosić swoich alkoholi, ale wielu coś tam zawsze przemycało za pazuchą. Zawsze tak było, na wszystkich balach, gdziekolwiek się odbywały, nie tylko Zamkowych. Zawsze byli tacy spryciarze, którzy pojawiali się z czymś, tak „na wszelki wypadek” – dodaje Bolesław Sobolewski. Na jednym z Balów Zamkowych wystąpiła znana piosenkarka Hanna Banaszak. Do jej występu w Sali Bogusława doszło dopiero o godzinie 2 w nocy. – Tyle się działo, tyle było atrakcji, że dopiero o tej porze mogła stanąć na scenie. Do dziś mam w oczach jej występ i ogarnia mnie wzruszenie na to wspomnienie. Pod sceną tłum ludzi, niektórzy już dobrze wstawieni, ale stoją w absolutnej ciszy, zasłuchani. Hanna Banaszak śpiewa, kończy. Cisza, publiczność oniemiała. A później wybuchła owacja. Podszedłem do artystki i powiedziałem: „Proszę Pani, to było mistrzostwo świata! To, co Pani zrobiła, to coś niewiarygodnego, Pani tych ludzi zaczarowała o 2 w nocy!” – opowiada Jacek Bukowski. Ostatni bal zorganizowany został w 2001 roku. W ciągu 19 lat (13 bal nie odbył się) wzięli w nich udział szczecińscy filharmonicy pod kierunkiem Jana Waraczewskiego, lokalne zespoły muzyczne – „Dixie Lovers”, „Canto-Band”, „Blues Top”. Do tańca w Sali Bogusława przygrywały orkiestry Zbigniewa Górnego i Aleksandra Maliszewskiego, śpiewali Halina Frąckowiak, Alicja Majewska, Zbigniew Wodecki, grupa „VOX”, Hanna Banaszak, Andrzej Rosiewicz, Lora Szafran, Mieczysław Szcześniak, Grażyna Łobaszewska, Danuta Błażejczyk, Michał Bajor, Henri Seroka, Wojciech Korda i wielu innych. W 2012 roku postanowiono reaktywować Bala Zamkowy. Ale okazało się to tylko chwilową inicjatywą. Dwudziesty Bal Zamkowy odbył się w sobotę 18 lutego 2012 roku. Dla gości wystąpili wtedy Orkiestra Zbigniewa Górnego, zespoły „Żuki” i „Water Stone”, kabaret Szarpanina, zespół „Rampa”, rewia taneczna „Rising Stars Revue”. Imprezę poprowadzili aktorzy Katarzyna Zielińska, Władysław Grzywna i Michał Milowicz, satyryk Andrzej Mleczko oraz popularna prezenterka TVP Szczecin Joanna Osińska. W Galerii Północnej rządziła muzyka lat 60, 70 i 80 XX wieku, a gwiazdą wieczoru był angielski zespół „The UK Legends Tribute to Smokie & Animals”. Bilety na to wydarzenie kosztowały 180 złotych. Po raz pierwszy w historii tych imprez odbyła się aukcja charytatywna. Licytowano srebrną broszkę, książkę "Solidarność i duma" z autografem premiera Donalda Tuska, grafikę z wizerunkiem Czesława Miłosza i pióro od ówczesnego ministra zdrowia Bartosza żyje bal!W karnawale odbywał się bal za balem. Szczecińskie lokale pękały w szwach, zarówno te największe i najbardziej popularne, jak i mniejsze. Bardzo popularne były tzw. bale korporacyjne. –W „Kaskadzie” za najbardziej eleganckie uchodziły bale rzemiosła i morskie. Swoje bale mieli lekarze i prawnicy, Bawili się sportowcy i handlowcy. Był bal dziennikarzy, cukierników i piekarzy. Swój bal miał nawet Polski Związek Głuchych – wspomina Krystyna Pohl w swojej książce „Kaskada”.– W „Kaskadzie” zawsze najlepiej bawili się medycy. Nie wiem dlaczego, ale akurat oni. Zupełnie oddzielnie odbywał się bal stomatologów. Chyba woleli stanowić oddzielną kategorię, nie być zaliczanymi do medyków – dodaje Jacek Bukowski. – „Zima stulecia” w 1979 roku. Gigantyczne opady śniegu i zaspy. Mieliśmy wtedy grać na balu karnawałowym w jednym ze szczecińskich lokali, którego zresztą już dawno nie ma. Impreza biletowana, elegancka, w cenie posiłek plus butelka szampana na dwie osoby. Impreza zaczynała się w okolicach godziny 21. Mieszkałem wtedy na Osowie, a miasto było kompletnie zasypane. Nie było żadnej komunikacji. Ale trzeba było zagrać na balu. Założyłem tzw. „gumofilce”, bo nie miałem żadnych porządnych „kozaków”. Buty i strój wieczorowy wepchnąłem do torby i udałem się piechotą do miasta, przez te wszystkie zaspy. Zresztą nie ja jeden. Doszedłem jakoś do lokalu. Pozostali członkowie kapeli również dotarli, nastroiliśmy instrumenty i czekamy na gości. A tu nic, czas mija nikogo nie ma. Wybiła północ i … nikt nie przyszedł. Szefostwo lokalu stwierdziło więc, że wszystko co zostało przygotowane jest opłacone i nie może się zmarnować. No to wszyscy zasiedliśmy do bardzo sutej kolacji, która zakończyła się dopiero w południe następnego dnia. Taki to był bal – śmieje się Bolesław balów organizowano w znanych szczecińskich hotelach sieci Orbis np. w nie istniejącym już dziś Neptunie, przed laty wizytówce stolicy Pomorza muzyka „na żywo”. Kapele przygrywające do tańca, to nie były małe zespoły jak w innych lokalach. W Orbisie liczyły nawet po osiem osób, były bardzo rozbudowane. Neptun organizował bale prawie do swojego zamknięcia. To w tym hotelu odbywało się chyba najwięcej bali w Szczecinie, zwłaszcza w latach 80. Wszelakich – lekarzy, architektów, milicji, to tam swoje imprezy organizowały największe szczecińskie zakłady przemysłowe. Nazwy balów często pochodziły od profesji. Był więc np. ludzi morza. Jednym z najważniejszych był Bal Sportowca, który wieńczył coroczny plebiscyt na „Najlepszego sportowca w regionie” organizowany przez „Kurier Szczeciński”. Tych bali odbyło się w Neptunie ponad 10. Potem tę imprezę „podebrała” nam konkurencja – wyjaśnia Benedykt Sportowca organizowany jest od lat 50. ubiegłego wieku. Gromadził najlepszych zawodników, trenerów, działaczy oraz także przedstawicieli władz, którzy chętnie pokazywali się w tak doborowym i popularnym tym miejscu warto powiedzieć, że bogaty i gustowny wystrój sal balowych oddawał nastrój tego dorocznego święta. Zanim zdążyliśmy zasmakować w kolorowej sałacie z kąskami smażonego łososia w sosie malinowym, podano barszcz czerwony z uszkami, a znakomity prowadzący (znamy się już od wielu bali) red. Henryk Urbaś z Polskiego Radia w Warszawie wywołał najlepszych z najlepszych – tak opisywał jeden z Balów Sportowca dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego” w 2007 prawdziwych balów już nie kolekcja prywatna Jacka Bukowskiego, „Kaskada” – Krystyny Pohl i Sebastiana Bieli
kiedyś to były imprezy